DevaCurl Light Defining Gel
Żel został stworzony dla osób, które nie lubią twardych sucharków, włosy po jego zastosowaniu są ładnie zdefiniowane bez zbędnej twardości. Jest to najsłabszej mocy żel tej marki. Niewysuszająca formuła otacza włosy ochronną warstwą za pomocą protein soji i pszenicy, pozostawia włosy ładnie wystylizowane, niesklejone, bez puchu, lśniące i sprężyste.
- Opakowanie: Typowo devowe, półprzezroczysty plastik z zielonkawą nakleją z napisem nazwy produktu. Butelka otwiera się od góry po jej naciśnięciu, pozwala to na kontrolowane wyciskanie produktu.
- Zapach: Owocowy, zawiera aromaty mango i karamboli. Zapach jest bardzo przyjemny, nie przepadam za bardzo za pachnącymi kosmetykami, ale w tym jestem zakochana, jest identyczny jak w żelu Ultra Definig Gel.
- Konsystencja: Rzadka, wodnista, ale nie przecieka między palcami, łatwo się rozprowadza i jakby wchłania we włosy.
- Skład: Podobny do mocniejszego bliżniaka, żelu Ultra Defining Gel. Jest mocno proteinowy, posiada także ekstrakty roślinne, o działaniu usztywniającym, co razem utrwala skręt, zarazem nadając mu objętości. Żel na początku składu ma także humektantową glicerynę, jeśli ktoś nie lubi, to powinien na nią uważać. Jest także kilka składników typu Phenoxyethanol, których unikają niektórzy ludzie, ja akurat nie mam z nimi problemu. Skład zgodny z metodą cg.
Water (Aqua, Eau)- woda
VP/VA Copolymer- utrwala fryzurę i kondycjonuje włosy, zapobiega ucieczce wody, substancja filmotwórcza
Glycerin– gliceryna, humektant, dobry dla nawilżenia skóry, jak i włosów
PEG-40 Hydrogenated Castor Oil- emulgator, surfaktant, może uwalniać dioksyny, niezalecany dla dzieci i kobiet w ciąży
Hydrolyzed Wheat Protein– hydrolizowane proteiny pszenicy
Hydrolyzed Corn Protein– hydrolizowane proteiny kukurydzy
Hydrolyzed Soy Protein– hydrolizowane proteiny soi
Melissa Officinalis Extract– ekstrakt z melisy, łagodzi podrażnienia, tonizuje skórę, polecany przy włosach przetłuszczających się od nasady
Humulus Lupulus (Hops) Extract– wyciąg z chmielu zwyczajnego, działa ściągająco, tonizująco, polecany przy włosach przetłuszczających, ma działanie antyseptyczne, antygrzybiczne, przyciemnia włosy
Cymbopogon Schoenanthus Extract– ekstrakt z trawy cytrynowej, koi skórę, tonizuje, zmniejsza wydzielanie łoju, daje uczucie świeżości
Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract– ekstrakt z rumianku, łagodzi i regeneruje, może rozjaśniać włosy
Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract– ekstrakt z rozmarynu, zmniejsza produkcję łoju, wspomaga regenerację i łagodzi podrażnienia, przeciwzapalny, przeciwbakteryjny i przeciwgrzybiczny w swym działaniu
Achillea Millefolium Extract– wyciąg z krwawnika pospolitego, przyspiesza gojenie ran, działa przeciwzapalnie, tonizująco
Phenoxyethanol- konserwant, niebezpieczny dla kobiet w ciąży
Ethylhexylglycerin– konserwant, humektant
Polyquaternium-7 – kondycjonuje włosy, zapobiega tworzeniu się kołtunów, matowieniu i uszkodzeniom
Aminomethyl Propanol- stabilizator pH
Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer- substancja żelująca, wygładzająca, zagęstnik
Fragrance (Parfum)- perfumy, substancje zapachowe
Humektanty Emolienty Proteiny Wyciągi roślinne
- Działanie: Żel spisuje się tak samo dobrze jak jak silniejszy brat Ultra Defining Gel, podobnie jak on robi mi piękne rulony i nadaje ładnej objętości. Light Defining Gel jest najsłabiej trzymającym żelem z całej trójki od DevaCurl, przez to uwielbiam go używać do stylizowania z różnymi innymi stylizatorami, kiedy potrzebuję jakiegoś proteinowego uzupełnienia (np. w metodzie trzech żeli). Solo działa fajnie, jednak z czasem daje o sobie znać jego niezbyt mocna trwałość.
Efekty
Tutaj użyłam żelu solo. Naolejowałam włosy olejem Anwen z nasion baobabu, następnie zeumulgowałam Nawilżającym Bzem Anwen, umyłam Cantu co-wash, nałożyłam maskę Garnier Wahre Schatze z olejem arganowym, stylizowałam za pomocą Cantu Aktywatora i żelu Light Defining Gel. Powstały fajne rulony 🙂
Poniżej kosmetyk użyty w metodzie trzech żeli. Włosy umyte Anwen brzoskwinia i kolendra, odżywione Sublime Curl Furterer Curl Detangling Conditioner. Jako odżywkę b/s (krem) użyłam Cantu Aktywatora, następnie żel Camille Rose Curl Maker, na to Deva Curl Light Defining Gel, na sam koniec Syoss Men Power Hold.
Tutaj nieudana stylizacja, zapewne przez krem Bounce Curl, moje włosy raczej za nim nie przepadają. Olejowałam włosy olejem pracaxi Anwen, myłam szamponem Anwen brzoskwinia i kolendra, nałożyłam maskę O’Herbal do kręconych włosów, następnie stylizacja przy pomocy kremu Bounce Curl, Light Defining Gel i Syoss Men Power Hold.
Poniżej kolejny ghd, znowu w metodzie trzech żeli. Olejowanko olejem z nasion baobabu Anwen, później nałożyłam maskę Garnier Wahre Schatze z olejem arganowym pomieszaną z hydrolizowaną keratyną, umyłam Cantu co-wash, następnie wystylizowałam Cantu Aktywatorem, żelem Light Defining Gel, zielonym żelem Biocare i Syossem. Postały przecudne rulony z piękną objętością.
Porównanie żeli DevaCurl
Jest to ostatni z żeli DevaCurl jaki miałam przyjemność testować, dlatego też postanowiłam zrobić krótkie podsumowanie. Poniżej znajduje się tabelka porównująca składy wszystkich trzech żeli, możecie dokładnie zobaczyć co je ze sobą łączy, a co różni, najwięcej wspólnego mają ze sobą żele proteinowe, Arc Angel odstaje od reszty brakiem protein i dodatkowym ekstraktem, którego nie znajdziemy w pozostałych dwóch żelach. Wszystkie trzy mają taką samą bazę w postaci wody, polimeru utrwalającego skręt i gliceryny, dodatkowo łączą je użyte wyciągi roślinne. Dokładną analizę skłądów możecie zobaczyć we wpisach na blogu dotyczącą poszczególnych żeli.
Każdy ze stylizatorów pięknie podkreśla skręt robiąc ruloniki przy końcach. Moim faworytem, którego mogę użyć nawet solo jest Ultra Defining Gel, całkiem spoko trzyma skręt, ładnie definiuje, a dodatkowo ma proteiny, które moje kłaki uwielbiają i zawdzięczają im fajną objętość. Na drugim miejscu stawiam Light Defining Gel, w działaniu niemal identyczny jak poprzednik, ale słabszy, przez co świetnie nadaje się do łączenia z innymi stylizatorami. Na ostatnim miejscu ląduje Arc Angel, jest to świetny żel, robi piękne faloloki, ekstrakty w nim zawarte imitują proteiny, ale jednak niewystarczająco dla moich włosów, nie przepadam za jego zapachem, no i z czasem powstaje po nim puch, jest to najmocniejszy żel tej marki. Od niedawna możecie dostać te żele w małej podróżnej pojemności w sklepach Sephora.
Ostatnio zrobiłam trzy mycia z użyciem tych żeli. Każde z nich wyglądało tak samo: olejowanie olejem z nasion baobabu Anwen, emulgowanie Nawilżającym Bzem Anwen, mycie Cantu co-wash, nałożenie maski Garnier Wahre Schatze z olejem arganowym, stylizacja Cantu Aktywatorem i wybranym żelem DevaCurl. Efekty są poniżej, pierwsze efekty to żel to Ultra Defining Gel, drugie to Light Defining Gel, trzecie to Arc Angel. Filmik z porównaniem możecie zobaczyć tutaj.
Lubicie markę DevaCurl? Ja może nie każdy produkt, ale żele uwielbiam, zwłasza te proteinowe, no dla mnie to po prostu skarb <3 Z Devą niemal za każdym razem moje fale zmieniają się w faloloki!
Zapraszam także do obserwacji mojego konta na Instagramie, gdzie czasami pokazuję swoje włosingi, obserwacji YouTube, oraz polubienia strony na Facebook’u, gdzie informuję o wyprodukowaniu nowego wpisu
One thought on “Recenzja DevaCurl Light Defining Gel. Plus porównanie wszystkich trzech żeli!”